Powrót
Mikołaj Rałowiec: KTS po puchar, a nawet po Ekstraklasę!
Rozmawiamy z Mikołajem Rałowcem, obrońcą KTS-u Weszło, który jest z nami już od ponad dwóch lat. Z czym na mecze przyjeżdżał Tomasz Bandrowski? Jak wypada nasz zespół w porównaniu z trzecioligowym poziomem? Jak wspomina poprzedni finał Pucharu Polski? O tym i o wielu innych sprawach opowiedział nam młodszy z braci Rałowców.
11/3/2022
•
2 min czytania

Runda powoli się kończy, jesteś z nami od ponad dwóch lat. Na początek chciałbym Cię zapytać o progres, jaki zrobiła drużyna w ciągu tego czasu? Jak wspominasz swoje początki w KTS-ie?
Na pewno wiele się zmieniło od tego czasu. Sam byłeś wtedy w drużynie, więc dobrze wiesz. Kiedyś byliśmy klubem bardziej towarzyskim niż sportowym, teraz jest z goła na odwrót. Przyszło wielu piłkarzy, już nie kopaczy. Chociaż wiadomo, że zawodnicy grający na naszym, czyli piątoligowym poziomie, nie lubią się nazywać piłkarzami. Nie ma co ukrywać, że umiejętności zawodników, którzy przyszli, ale także tych, którzy zostali, są już na naprawdę dobrym poziomie. Treningi i mecze pokazują, że to wszystko idzie w dobrym kierunku. Zmiana, jaka nastąpiła poprzez te 2 lata, jest kolosalna.
Jak porównałbyś zespół do III ligi, w której już grałeś?
Tak, trochę występów na tym trzecioligowym poziomie nabiłem. Przygotowanie fizyczne na pewno jest tam już na najwyższym poziomie. Drużyny potrafią wrzucić wyższy bieg nawet po 70. minucie. Pamiętam, że mieliśmy w grupie Jagiellonie II Białystok, Tomasz Bandrowski przyjeżdżał do nas na mecze. “Pan piłkarz” z walizeczką, ale także inni zawodnicy z przeszłością w ekstraklasie. Było to dobrych parę lat temu, ale nie deprecjonowałbym ówczesnej trzeciej ligi. Jeżeli chodzi o KTS to indywidualnie, piłkarsko na pewno jest to lepsza ekipa, ale chyba nie tworzymy jeszcze tak mocnej drużyny, jak byśmy mogli. W Granicy Kętrzyn mieliśmy paru starszych zawodników, ze sporym doświadczeniem, lokalne gwiazdy, które trzymały drużynę i ja czułem się wtedy członkiem bardzo silnej ekipy. Aczkolwiek KTS to najlepsza drużyna, w jakiej miałem okazję grać i z pewnością spełniamy standardy trzecioligowe.
A jak oceniasz minione miesiące w wykonaniu KTS-u? Na pewno zostaniemy mistrzami rundy jesiennej, prawdopodobnie bez porażki.
W tej rundzie tworzymy praktycznie nowy zespół. Sam widzisz, że wszyscy zostali wymienieni, chociaż nieładnie to brzmi. Powiedzmy, że mamy nowy trzon drużyny. Na zgranie potrzeba więcej czasu, ale przez tę ligę przechodzimy gładko. Gra się klei i wygląda to piłkarsko bardzo dobrze, co można zaobserwować na meczach. Jest duża różnica między nami a innymi drużynami, nie jest to wielka tajemnica. Jesteśmy w strefie komfortu i musimy patrzeć przede wszystkim na siebie, to my jesteśmy naszym największym rywalem, musimy zachować skupienie.
Przerastamy tę ligę? Powinniśmy już grać wyżej?
Tak, trochę zabrano nam ten awans do IV ligi, ale tak jak mówi prezes Stanowski, musimy coś udowodnić, nie ma drogi na skróty. Trzeba zapracować na awans na boisku, aby nikt nam nic nie mógł zarzucić.
A jak to jest z Tobą, jesteś bardziej pomocnikiem czy obrońcą? W tym sezonie zagrałeś w ważnym spotkaniu przeciwko Polonii, kiedy zastąpiłeś brata na boisku i zaryglowałeś lewą stronę?
Cóż, zaczynałem moja piłkarską przygodę na pozycji skrzydłowego, zawsze przy linii. Natomiast jakieś 4 lata temu, trener w IV lidze dostrzegł u mnie zestaw cech pasujących do bocznego obrońcy. Ustawił mnie w bloku obronnym i zdało to egzamin. Dla mnie najważniejsze, żebym był przy linii. Mam jej czucie, które jest bardzo ważne, tam się odnajduję lepiej niż w środku. Całe życie tak grałem. Na dzisiaj jestem i obrońcą, i pomocnikiem, nie robi mi to różnicy.
Ciężej gra Ci się na lewej obronie niż na prawej?
Lewa strona na tym poziomie jest wręcz łatwiejsza i lepiej się tam czuję niż na prawej. Przeciwnicy jeszcze tak nie czytają tego, że na lewej obronie gra zawodnik prawonożny. Można rotować i zaskakiwać rywali.
Przed nami mecz finałowy w Okręgowym Pucharze Polski, Ty masz raczej nieprzyjemne wspomnienia ze spotkania z poprzedniego roku. Po kontuzji nie ma już śladu?
O widzisz, fajnie przeszliśmy z tematu lewej obrony, bo właśnie w poprzednim finale grałem na lewej stronie defensywy. Niestety, długo ten mecz dla mnie nie potrwał, bo dokładnie 24 minuty. Ten dzień mógł się skończyć dla mnie gorzej, bo mogłem zerwać więzadła krzyżowe, na szczęście po kontuzji nie ma już prawie śladu, tylko czasami czuję dyskomfort, ale z tego, co wiem, to muszę się do tego przyzwyczaić, to może dawać o sobie znać przez dłuższy czas. Wiadomo, szkoda też wyniku.
A tak abstrahując od kontuzji? Otoczka, atmosfera?
Była to fajna nagroda za to - może powiem brzydko – kopanie się po niższych ligach. Fajny mecz na ładnym stadionie, z dobrą drużyną, która była świetnie przygotowana. Mogliśmy się zmierzyć i zobaczyć gdzie jest nasze miejsce. My wyszliśmy źle taktycznie na to spotkanie, byliśmy zbyt daleko od siebie. Sam oglądałem resztę spotkania w szpitalu i rzeczywiście nie poszło to po naszej myśli. Wydaje mi się, że gdybyśmy mogli przystąpić do tego meczu jeszcze raz z innym nastawianiem i podejściem oraz tą samą drużyną, to wynik byłby zupełnie inny. Aczkolwiek wiadomo, mądry Polak, po szkodzie.
A jak zapatrujesz się na finał w tym roku?
Nie ma się co oszukiwać, pewne zwycięstwo KTS-u. Oczywiście nie chce deprecjonować drużyny Mszczonowianki, słyszałem, że jest to fajna ekipa, która lubi i potrafi grac piłką. Jednak w tym roku jesteśmy bardzo mocni, za czym idą wyniki i przede wszystkim gra, a dodam tylko, że my się dopiero docieramy!
KTS po puchar? Jazda KTS?
KTS po puchar, a nawet po Ekstraklasę!
ROZMAWIAŁ DANIEL ŻÓRAWSKI
Fot. Adam Zoszak