Powrót
Pogrom i kompletna dominacja, czyli podsumowanie starcia z MKS Piaseczno.
Ostatnie tygodnie to dla kibiców KTS istny rollercoaster emocji. Po sensacyjnym remisie z Mazovią, gdzie nasza drużyna zagrała naprawdę świetny mecz, przyszła bolesna, najgorsza w sezonie porażka z Troszynem. W tym tygodniu natomiast KTS zaprezentował się fenomenalnie, osiągając najwyższy w tym sezonie wynik i całkowicie miażdżąc MKS Piaseczno.
5/2/2025
•
2 min czytania

Strzeleckie popisy zaczęły się już w 9 minucie od świetnego podania za plecy obrońców w wykonaniu Damiana Pawłowskiego. Piłkę przyjął Luvale, a następnie podał do wbiegającego w pole karne Kacpra Kalisza, a ten w swoim stylu wzorowo skończył tę akcję, otwierając wynik i dopisując kolejne w tej rundzie trafienie na swoje konto.
Zaledwie 3 minuty później Luvale miał okazję, żeby do asysty dopisać gola, uderzył znakomicie przy prawym słupku, jednak bramkarz gospodarzy wykazał się świetnym refleksem, wybijając tę piłkę na rzut rożny. Na drugą bramkę nie musieliśmy długo czekać, bo już w minucie 21 Fabien wykazał się świetną formą, rozpoczynając akcję długim podaniem do Olszewskiego, ten z kolei dośrodkował piłkę w pole karne, tam odbiła się ona od głowy jednego z obrońców, a następnie trafiła wprost do Baidoo, który pewnie uderzył, podwyższając prowadzenie KTS.
Weszło jednak dopiero wchodziło w ten mecz, co udowodnił Kacper Kalisz, w 30 minucie po raz kolejny pakując piłkę do siatki, niestety celebrację przerwał sędzia liniowy, wskazując, że w momencie, gdy Luvale podawał do Kalisza, „Rysiu” znajdował się na pozycji spalonej. Pierwsza połowa zakończyła się dwubramkową przewagą KTS, gołym okiem widać jednak było, że nasi zawodnicy mają chrapkę na znacznie więcej.
I udowodnili to w pierwszych sekundach po rozpoczęciu drugiej połowy, bo minęło ich zaledwie 48, kiedy to po dobrym rajdzie Kalisza, podał on piłkę w stronę wbiegającego Urbańskiego, ten jednak widowiskowo ją przepuścił, robiąc miejsce do strzału dla Luvale. Fabien znakomicie uderzył, zmieniając wynik na 3 do 0.
KTS dopiero się jednak rozkręcał. Minuta 54 przyniosła nam rzut wolny, do którego wykonania podszedł nasz spec od stałych fragmentów, Bartosz Olszewski. Znakomicie dośrodkował on piłkę wprost na głowę Baidoo, który dobrze uderzył, zdobywając drugą w tym spotkaniu bramkę.
Olszewski do świetnej asysty dołożył kilkadziesiąt sekund później fenomenalną interwencję w naszym polu karnym, wślizgiem wyjmując piłkę spod nóg wybiegającego na sam na sam napastnika gospodarzy.
Chwilę potem genialny w tym spotkaniu duet Kalisz Baidoo rozegrał kolejną świetną akcję, po której Baidoo dopisał do dwóch bramek asystę, a Kacper jako drugi w tym spotkaniu zdobył dublet. Z 5 bramkowym prowadzeniem na boisku pojawiły się świeże siły, gdy Trener Tarnogrodzki zdecydował się na potrójną zmianę. Koterwas zastąpił Baidoo, Obi Orlova, a Kurowski Urbańskiego.
W minucie 72 gospodarze otrzymali rzut wolny z niebezpiecznej pozycji, a wykonujący go Łukasz Krupnik nie zamierzał zmarnować szansy na honorowe trafienie i fenomenalnie zakręcił piłkę prosto na niekryty przez Lodzińskiego słupek. Pomimo próby, nie miał on szans na skuteczną interwencję i na tablicy wyników po lewej stronie 0 zamieniło się na 1.
Chwilę potem również prawa strona tablicy uległa zmianie, po akcji zmienników i podaniu Obiego do Koterwasa i świenym wykończeniu Kacpra, 5 zmieniła się na 6. W międzyczasie szansę na odpoczynek dostał również Fabien Luvale, który ustąpił miejsca wracającemu po kontuzji Kubie Wójcickiemu.
Kacper Koterwas ponownie zaznaczył swoją obecność na boisku w minucie 85, kiedy to został sfaulowany w polu karnym gospodarzy, a sędzia bez wahania wskazał na 11 metr. Do wykonania rzutu karnego podszedł Kuba Wójcicki, pewnie pakując piłkę do siatki, zdobywając 7, zamykające wynik trafienie.
Szalony mecz naszej drużyny, całkowity pogrom przeciwników, którzy z wyjątkiem strzału życia Krupnika nie mieli w tym spotkaniu nic do powiedzenia. Absolutna dominacja była znakomitą rozgrzewką przed środowym starciem z Ursusem Warszawa, a dzięki tej wygranej morale bez wątpienia stoją wysoko.
Bartosz Niewiatowski
Fot.: MARCIN SELERSKI/400mm.pl